Opublikowano dnia 21 lipca 2020
Wyobraźcie sobie taką sytuację: most nad przepaścią nagle znika we mgle. Czy prowadzi na drugą stronę, czy urywa się? I właściwie, dokąd prowadzi?
Obecne czasy scharakteryzować można, jako okres ze stabilną przeszłością i niepewną przyszłością. Z tyłu jeszcze jest coś, na czym można się oprzeć, a z przodu – mgła. Jasne jest tylko to, że tam nie jest tak, jak tutaj. Coś podobnego wydarzyło się w poprzednim przełomie epok, o czym Mark Twain powiedział kiedyś:
„Matuzalem dożył do 969 lat, ale co z tego? Daremnie. Z takim samym sukcesem mógł przeżyć nawet tysiąc lat. Wy, chłopcy i dziewczęta zobaczycie więcej w trakcie pięćdziesięciu najbliższych lat niż Matuzalem w całym swoim życiu”.
Wtedy zmiana struktury społecznej i przemysłowej spowodowała poważne wstrząsy. Ale jeśli wtedy, mimo wszystkich „kosztów” etapu przejściowego, przyszłość mimo wszystko budziła nadzieję i wzywała do pójścia naprzód, to dzisiaj już nie wiemy, co jest lepsze: przywitać przyszłość czy odciągać jej nadejście. Ponieważ przyszłość jest obarczona konsekwencjami. Ludzkość nigdy jeszcze nie stała przed tak szerokim spektrum decydujących, globalnych wyzwań.
Temu tematowi poświęcone są sympozja i konferencje naukowe, strony wiodących mediów, wielomilionowe uniwersyteckie badania. Przyszłość nie daje nam spokoju. W rubryce BBC Future niedawno wymieniono dziesięć głównych problemów ludzkości występujących do 2050 roku. Chociaż ich punkt kulminacyjny dopiero nadejdzie, wszystkie aktualne są już dzisiaj.
Lista obejmuje: modyfikację genetyczną człowieka, znikanie miast i regionów w podnoszących się wodach oceanów świata, wyczerpywanie się zasobów naturalnych, starzenie się populacji, ewolucja sieci społecznościowych, w tym koniec prywatnego życia i fałszywe wiadomości (fake news), konflikty geopolityczne, bezpieczeństwo transportu, sztuczne rozszerzenie zdolności mózgu, jako zachętę do pogłębiania nierówności, rosnący wpływ sztucznej inteligencji i „na przekąskę” aspekty kolonizacji innych planet.
W rzeczywistości, to tylko część tego, z czym będziemy musieli sobie poradzić. Wiele pozostaje „za kulisami” – na przykład legalizacja narkotyków, rozpad instytucji rodziny, upadek państwa społecznego, terror…
Skala wyzwań jest imponująca, a jednak coś się nie zgadza. To nie one są prawdziwym problemem. Nie przez nie czujemy ucisk przyszłości w gardle i rozciągamy czas. Można spowolnić postęp, ale nie można go zatrzymać – to oczywiste. Obecne problemy przeznaczono właśnie do tego, by je rozwiązać.
Problem nie jest w nich, problem jest w nas.
Główne wyzwanie ludzkości
Współczesny rozwój „domyślnie“ skierowany jest na to, by zagonić nas w ślepy zaułek. Po co są wszystkie nasze osiągnięcia? Genetyka, przemysł IT, samochody automatyczne, „kolorowe technologie”, sieci neuronowe, medycyna, przemysł spożywczy – wszystko podporządkowane jest czyjemuś zyskowi, czyjejś korzyści. Uszczęśliwić nas chcą słowami, wydaje się nawet, że szczerze. W rzeczywistości – jakby to powiedzieć – wszystko jest bardziej skomplikowane. We wszystkich sferach, bez wyjątku. Nie dopowiadają nam czegoś, gdzieś więcej jest szkody niż pożytku, w czymś nas po prostu wykorzystują…
Mówiąc o problemach świata, w rzeczywistości rozwiązujemy problemy portfeli, statusów, ambicji, władzy – i w rezultacie pętla tylko się zacieśnia. Pętla na naszej szyi. Tak, jesteśmy w stanie opanować pustynie, zaludniać planety, przedłużać życie. Możemy budować, niszczyć, zachwycać się wszystkim, ale natura ludzka nie pozwoli nam rozwijać się czyimś kosztem bez wzajemnych szkód, na podstawie wspólnych interesów. Po prostu nie pozwoli na to, dopóki się jej nie podporządkujemy.
Prawie wszystkie nasze wynalazki w pierwszej kolejności używamy na potrzeby wojenne, a następnie – na potrzeby władzy i kapitału. Prawie wszystko, co mamy dobrego, potrafimy wykorzystać na szkodę innych. Dlatego głównym problemem, przed jakim stanie ludzkość w przyszłości, przed którym stoi i dzisiaj, jest nasz szybko rosnący egoizm. Z jego powodu są wszystkie nasze lęki, waśnie, wojny, łzy matek, głód, niewola, mrok depresji, zapomnienie w narkotykach, samobójstwa.
Przez niego szukamy „szczęścia” w konsumpcjonizmie i zamknięci jesteśmy w swoich osobistych „kontach”, poprzez które komunikujemy się, dzwonimy, ale prawie nigdy nie wychodzimy na zewnątrz. Nie potrzebujemy siebie nawzajem, a czasem nawet nie potrzebujemy siebie. Żyjemy w zawężających się stale światach, wśród garstki bliskich i oceanu obcych. Na Zachodzie duża rodzina – to nonsens. Brak rodziny – to nowy standard. Sąsiedzi z bloku, na ulicy, w mieście z reguły są równie dalecy. Czy istnieją wspólne zainteresowania, oprócz przetrwania? Proszę wymienić chociażby jedno.
Może przesadzam, ale przy takich tendencjach, do 2050 roku będziemy biegać do piekarni z karabinem maszynowym wierząc, że jest to w porządku. Oto, do czego prowadzi nieokiełznany egoizm. To właśnie on uniemożliwia nam bycie naprawdę szczęśliwymi. I pod jego „czujnym przewodnictwem” przygotowywany jest dla nas Armagedon. Nawiasem mówiąc, „Armagedon” w rzeczywistości – to góra (har) Megiddo w dolinie Jezreel, słynny symbol biblijny katastrofalnej wrogości. Od czasów egipskich faraonów wydarzyło się tam wiele krwawych bitew.
A oto, co jest interesujące: w rzeczywistości nie jest to żadna góra, tylko wzgórze o wysokości 60 metrów. Nasz egoizm wydaje się nie do pokonania – dopóki nie zdecydujemy się go odeprzeć.
Bez skrajności
Można jeździć tyle, ile się chce samochodami bez kierowców. Ale kierownicy własnego rozwoju nie należy puszczać. Można przerobić Marsa według własnych potrzeb, ale to, co jest między nami, jest niezmiernie ważne. Po co nam te martwe ciała niebieskie, skoro jeszcze nie nauczyliśmy się żyć w domu, na Ziemi? Można opóźnić śmierć o sto lub dwieście lat… Ale nie chodzi o to ile lat przeżyjemy, ale jak! Mimo wszystko przed śmiercią nie możesz uciec. Oddalając ją – to po prostu głupie zajęcie ludzkości!
Musimy stworzyć dobre wspólne życie, poprawić relacje międzyludzkie. W nich znajdziemy całe światy, w nich otworzy się wieczność, nieograniczone możliwości dla rozwoju, pracy, wypoczynku, interakcji. W nich jest klucz do szczęścia i rozkwitu. Wszystko dobre zaczyna się od właściwych wzajemnych relacji między ludźmi. One są dla nas – mostem nad przepaścią. Budowanie tego połączenia jest szczególną nauką. Teraz jest mało pięknych słów i dobrych intencji. Egoistyczne społeczeństwo nie zmieni się za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Człowieka w człowieku należy stworzyć, pielęgnować, wychować. Potrzebna jest urodzajna gleba dla nasionom dobrej przyszłości – środowisko, w którym one będą kiełkować.
I dopiero wtedy będziemy mogli rozwiązać nasze problemy, ponieważ utworzymy silne, solidarne społeczeństwo ze wspólnymi zadaniami i zainteresowaniami, z właściwą kolejnością priorytetów. W takim społeczeństwie zasoby i osiągnięcia nauki będą służyć nie zyskowi, nie oddzielnej garstce, kaście, elicie, a naprawdę wszystkim. W takim społeczeństwie, każdy poczuje, że jest ważny, wyjątkowy, użyteczny, kochający i kochany. Może to zabrzmi jak utopia, ale pamiętajmy: ta góra wcale nie jest taka wysoka, jak się nam wydaje. Musimy po prostu razem zabrać się do pracy. To jest w naszej mocy. Mamy do tego wszystko, co jest nam potrzebne. I jeśli tylko zechcemy, poradzimy sobie znacznie wcześniej niż do 2050 roku.