Opublikowano dnia 3 stycznia 2021
W Stanach Zjednoczonych odnotowano przesunięcia tektoniczne i aby ocenić ich konsekwencje, bardzo ważne jest zrozumienie ich istoty. Od kilku lat prowadzę kolumnę na amerykańskiej stronie internetowej Newsmax. Tej jesieni jej popularność znacznie wzrosła, miesięczna liczba odsłon przekroczyła 63 miliony, a moje artykuły, z reguły trafiają na główną stronę portalu. Cieszę się, że coraz więcej czytelników zapoznaje się z zasadami nauki Kabały w odniesieniu do bieżących wydarzeń. Czasami moje przesłania są trudne dla Amerykanów, to tym cenniejsza jest gotowość słuchania ich.
Ostatnio naród amerykański zaskakuje mnie bezprecedensowym odejściem od tradycji. Przez wieki niepodzielnie panował tu fundamentalny trend wzbogacania się. Dolar dominował w hierarchii priorytetów i większość ludzi była zahipnotyzowana wymagającym spojrzeniem złotego cielca. Teraz jednak powiały nowe wiatry: coraz więcej Amerykanów stawia zasady ideologiczne na równi z dolarem, jeśli nie wyżej. Jakie zasady ? – to osobne pytanie, ale sam fakt jest oczywisty. Wierzę, że już zimą obydwa obozy podzielonego społeczeństwa amerykańskiego, odczują sercem i uświadomią sobie te zmiany.
Oznacza to, że Ameryce odkrywa się okno nowych możliwości. Nadchodzi chwila, kiedy rozpalający się wewnętrzny konflikt można będzie wykorzystać do potężnego skoku w górę. Co prawda, aby to zrealizować, obie strony będą musiały przezwyciężyć siebie i znaleźć wyjście dostępne tylko dzięki wspólnym wysiłkom. To wyjście nie jest ani republikańskie, ani demokratyczne, ale leży o poziom wyżej. Jest dla każdego lub dla nikogo. Mówiąc prościej, skoro już Ameryka zaczęła mówić o wartościach materialnych, pozostaje tylko wspólnie wywyższać te z nich, które jednoczą ludzi ponad sprzecznościami, a wszystko inne uznawać za drugorzędne. W taki sposób, podział doprowadzi do jedności.
A dokładniej, może doprowadzić. Tak naprawdę cuda się nie zdarzają i nawet taka krótka droga wymaga czasu, przyzwyczajenia się, wewnętrznego załamania i kreacji – tak by w końcu ludzie byli gotowi do zjednoczenia w imię jutrzejszej Ameryki. Dla świata, na który wciąż jeszcze ma ona ogromny wpływ. Mam wielką nadzieję, że tak się stanie. Niech radykalna konfrontacja i niekończące się problemy doprowadzą kraj do prostej prawdy: nie ma wyjścia, trzeba wznieść się ponad siebie – ponieważ inaczej przegrają wszyscy. Po co konfrontować ze sobą? Nie będzie lepiej od tego i nawet moralnej satysfakcji ze zwycięstwa nie wystarczy, aby zrekompensować konsekwencje niezgody. Więc po co takie zwycięstwo?
To zrozumienie nie pojawi się z dnia na dzień – będzie skutkiem nieszczęść i rozczarowań. Ale nieszczęścia to luźna koncepcja. Być może obecny przewrót przyniesie korzyści Ameryce: wraz z objęciem władzy przez Bidena. Ameryka zobaczy na własne oczy, że nowoczesny neoliberalizm nie jest konstruktywny, nie jest twórczy, że jest podobny do radzieckiego „socjalizmu”, który także próbował narzucać wymyślone idee, sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem i ludzką naturą.
Takie wysiłki zawsze kosztowały ludzkość dużo krwi i prowadziły do ślepej uliczki. Nie w taki sposób zacierają się granice między ludźmi. Prawdziwa jedność wymaga oświecenia, jakiego ludzkość nigdy wcześniej nie zaznała. W tym celu powołana jest nauka Kabały, która odkrywa się światu w obecnym czasie. Przecież, aby naprawdę się zjednoczyć, należy przestrzegać praw Natury. Innymi słowy, należy wznieść się na ten poziom, gdzie nie ma już ani republikanów, ani demokratów, a są ludzkie serca, które budują bezpośrednie połączenie ponad egoizmem. Konieczność tej metody, świat na razie odczuwa nieświadomie, ale procesy przyśpieszają i etapy zmieniają się na naszych oczach.
A jednak scenariusze mogą być różne. Na razie niezgoda w Ameryce nasila się i już prowadzone są rozmowy o odłączeniu się niektórych stanów, od państwa. Nie widzę w tym nic dobrego. Nie wyobrażam sobie, jak można przeprowadzić taką „amputację” w cywilizowany, bezbolesny sposób. Nie wróży to nic dobrego oprócz wojny, o wiele trudniejszej niż wojna o jedność. Miejmy nadzieję, że do tego nie dojdzie, a rozmowy pozostaną rozmowami.
Dużo ważniejsze jest dziś pozbycie się wewnętrznego kultu w stosunku do Białego Domu, w którym siedzi „mój” lub „inny” prezydent. Nie, nie propaguję braku szacunku dla władzy. Należy przestrzegać praw. Wskazuję na postawę, na dążenie do „posadzenia” swojego faworyta, aby on podporządkował cały kraj moim poglądom. Po co?? Demokracja nie jest potrzebna po to, aby się wzajemnie podeptać i pożreć! Ale wydaje się, że zapomnieliśmy o tym na jednym z zakrętów. Co więcej, mój „protegowany” tak naprawdę wcale nie pracuje dla mnie.
O wiele ważniejsze jest to, że my wszyscy – stanowimy jeden naród, jeden kraj, który potrzebuje zgody, pokoju i spokoju. Nigdy nie będziemy jednego zdania w aktualnych kwestiach, ale jesteśmy w stanie stworzyć połączenie wyższego poziomu i na jego podstawie rozwiązywać nasze problemy. Pomimo różnic jesteśmy w stanie zbliżyć się do siebie nawzajem. Takie podejście poprowadzi Amerykę do przodu. I w zasadzie nie ma innego wyjścia. Ameryka potrzebuje społeczeństwa, które jednoczy, a nie dzieli, konsoliduje, a nie rozsadza po kątach i okopach. Slogany o tym, aby przywrócić krajowi jego dawną świetność, to nic innego jak kłamstwo. Ameryka potrzebuje nowej wielkości – jedności, wewnętrznego wzrostu, pojednania społecznego. Tego rzeczywiście brakuje Ameryce i całemu światu.
Z biegiem czasu Amerykanie zrozumieją: że cała ich wrogość, cała niezgoda była sztucznie narzucana przez zainteresowane strony i od samego początku nie było w niej żadnych zasad – poza zasadą „dziel i rządź”. Jeśli „wartości” oddzielają – to nie są to wcale wartości, a narzędzia władzy. Jeśli „wolność” dzieli kraj, nie jest to już wolność, a wszystko dozwolone, to zasady z których w pewnym momencie rodzi się dyktatura. Stare egoistyczne fundamenty szybko degradują się i degenerują. Wkraczamy w erę powszechnych wzajemnych powiązań. I dlatego wartość wspólnoty, wzajemności, jedności, zgody, powinna przeważać nad wszystkim innym. Tylko wtedy społeczeństwo będzie w stanie naprawdę rozwiązywać problemy.
I oczywiście szowinizm nie ma z tym nic wspólnego. Przecież szowinizm – to nadęty narodowy egoizm, a my mówimy akurat o jego przeciwieństwie. Tego wszystkiego i wiele innych rzeczy należy uczyć ludzi, edukować bez względu na to, jak dydaktycznie to brzmi. Dlatego że dzisiaj mylą wolność z indywidualizmem, demokrację, z prawem w ostatecznej instancji, jedność z dyktatem. Ludzie są celowo dekoncentrowani wewnętrznie i zewnętrznie, a następnie dzieleni na obozy i nastawieni przeciwko sobie.
Dlatego też całkiem możliwe jest, że spełni się najgorszy scenariusz, według którego Obama, będący następcą Bidena, za kilka lat sprowadzi Amerykę do Trzeciego Świata i sprzeda ją Chinom. Chiny już dzisiaj w dużej mierze kontrolują czołowe amerykańskie media. Generalnie obecni „socjaliści” działają według dobrze znanej zasady – niszczą stare „do fundamentu”, przy czym w skali globalnej. I paradoks tutaj polega na tym, że to właśnie kapitaliści – ludzie, którzy wiedzą, jak prowadzić sprawy – przeciwnie, są w stanie zapewnić ludzkości bezkrwawe przejście na tory prawdziwego socjalizmu – spójnego, integralnego społeczeństwa, działającego we wspólnych interesach. Bez względu na dalszy rozwój wydarzeń, należy to zrozumieć.
I ostatnia rzecz, która dotyczy Izraela. Powrót Obamy nie wróży nam nic dobrego. Wręcz przeciwnie, wszystko będzie znacznie gorzej niż podczas „oficjalnych” kadencji. Wtedy Binjamin Netanjahu stawił czoła i stało się to jednym z jego głównych osiągnięć. Ale gdy odejdzie (albo zmuszą go do tego”), nie będzie nikogo kto go zastąpi. Zostaniemy podzieleni, bez silnego przywódcy, przeciw Obamie i jego klice. Nie widzę ani jednego polityka na taką samą skalę, z takim samym zrozumieniem ogólnej sytuacji i ze zdolnością do prawidłowego działania pod presją. Wszyscy inni, tak czy owak zawalą najważniejsze w tej chwili zadanie – utrzymanie kursu kraju i powstrzymanie go przed wpadnięciem pod władzę wrogów, którzy planują nakarmić nas swoim bliskowschodnim „protegowanym”.
Dla mnie to nie jest polityka, ale naturalne realia, odzwierciedlające wewnętrzne stany narodów, krajów, ludzkości. Nigdy nie byłem „za Netanjahu” ani „za Trumpem” – opowiadam się za trendem, który oni odzwierciedlają, pociąg do środka skali, a nie do jednej z jej krawędzi. I analogicznie nie jestem „przeciw Obamie” – jestem przeciwny radykalizmowi bez względu na to, czym by go nie przykrywali. W każdym razie to nie politycy nas uratują. Uratuje nas tylko dążenie do jedności i praca nad nią.