Opublikowano dnia 26 lipca 2020
Bezmyślnie czekamy na koniec pandemii koronawirusa zamiast już teraz wyciągać lekcje. W rezultacie zjawiska towarzyszące pandemii mogą okazać się nie mniej niszczące niż ona sama.
Im dłużej koronawirus pozostaje z nami, tym bardziej jego skutki są odczuwalne w różnych sferach życia. Atakowane są nie tylko zdrowie i gospodarka – atakowany jest nasz psychiczny i emocjonalny stan. Syndrom lęków i niepokojów obejmuje dzisiaj nie tylko tradycyjne wrażliwe sektory, ale także ogromne masy ludności, w tym dzieci i młodzież. Niepokój i panika, lęk przed utratą bliskiej osoby, strach przed śmiercią, presja społecznych i ekonomicznych okoliczności – wszystko to w różnym stopniu dotyka miliony ludzi ingerując w ich codzienne czynności, a nawet je zakłócając.
Niepewność panująca w świecie i brak solidnych perspektyw jest wyzwaniem, z którym nie każdy może sam sobie poradzić. Myśli o tym paraliżują człowieka, wysysają z niego siły. Liczba samobójstw w pierwszej połowie roku, w stosunkowo zamożnym Izraelu wzrosła prawie o 5% w porównaniu z rokiem ubiegłym. Trzykrotnie wzrosła poporodowa depresja. W Stanach Zjednoczonych brakuje już leków na depresję i stany lękowe, które dotykają co najmniej jedną trzecią nastolatków i młodzieży.
Nieznane, zawsze martwi i przeraża. Jest to jeden z głównych czynników psychologicznych problemów. Kiedy nie wiesz, co czai się za rogiem, czujesz się jakby w zamknięciu, nie masz pojęcia, gdzie się poruszać, co przedsięwziąć. Niepewność prowadzi do bezradności, dezorientacji i zatrzymania. Co gorsza, przekazujemy sobie to uczucie a ono rozprzestrzenia się w społeczeństwie jak wirus. Ponieważ wszyscy ludzie są zjednoczeni od początku w jednym systemie, nazywanym w Kabale Adam Riszon. Czy tego chcemy, czy nie nasze impulsy przebiegają przez jego połączenia neuronowe. To co dostrzegam u siebie, w taki czy inny sposób pochodzi od innych i nawet bez mojej wiedzy przesyłane jest dalej. Ludzie świadomie i nieświadomie nieustannie zarażają się wzajemnie negatywnością.
Taki jest paradoks współczesnego egoistycznego społeczeństwa: nierozerwalne części całości czują się w nim oddzielone, niekiedy samotne, zagubione. Cierpimy z powodu braku jedności, ale nadal ją pielęgnujemy. Przejdźmy do ogólnego obrazu. W rozwiązywaniu współczesnych problemów należy wziąć pod uwagę interaktywną, systemową wzajemną relację. Dzisiaj walczymy nie z koronawirusem i jego konsekwencjami – ale przeciwstawiamy się systemowi, którego absolutnie nie rozumiemy, chociaż powinniśmy już zrozumieć.
„Prawo jest surowe, ale jest prawem”
Wszystkie problemy człowieka w tej jedynej strukturze generowane są przez jego arogancki upór: człowiek nie akceptuje praw systemu, przeczy mu na każdym kroku, ignoruje jego sygnały i ostrzeżenia. Ze względu na swoje rosnące wymagania wynajduje wadliwe, zastępcze struktury, które prędzej czy później zwalają się mu na głowę. Zdezorientowany dogmatami wyssanymi z palca, odrzuca proste, poprawne rozwiązania, chociaż one leżą dosłownie przed jego nosem.
Jak pomóc ludziom, którzy stracili grunt pod nogami, czują się przygnębieni, zdezorientowani i przytłoczeni? Oczywiście należy ich objąć w każdym znaczeniu tego słowa. Należy ich wspierać, pocieszać, dodawać otuchy, gdyż potrzebują żywego udziału człowieka. Człowiek człowiekowi powinien przekazywać ciepło, troskę, wzajemność. Kiedy wiem, że nie jestem sam, że nie będę zostawiony na pastwę losu, wszystko się zmienia. Czując szczerą życzliwość, pewność pochodzącą od otaczających mnie ludzi, uspokajam się jak dziecko na rękach matki. Przy tym oczywiście sam także muszę być „kochającą matką” w stosunku do innych.
Nie mamy jednak produktu o takiej nazwie i chorym sprzedajemy tabletki, wizyty u psychologów i psychiatrów, rozpraszające placebo. Doszliśmy do tego, że nie możemy ani czuć ich nieszczęścia, ani współczuć im z głębi serca. A jeżeli jesteśmy już gotowi przyznać się do tego, to zacznijmy „pociągać za sznurki”. W rzeczywistości przeciwko zaburzeniom lękowym potrzebna jest również „szczepionka“, jest również niezbędna „odporność kolektywna“. Dlaczego więc skupiamy się na koronawirusie i nie chcemy wyciągać wniosków? Dlaczego gotowi jesteśmy w dalszym ciągu dawać wszystko inne jako okup dla egoizmu? Przy takim podejściu czekają na nas znacznie trudniejsze i boleśniejsze doświadczenia.
Ostatecznie system nie odstąpi i tak zaakceptujemy jego wymagania. Więc dlaczego nie teraz? Czy naprawdę trzeba dojść do samego dna, do globalnych kataklizmów, aby zmienić kurs?
Obejmij świat
„Amerykanie zawsze robią to, co należy dopóki nie spróbują czegoś innego” – powiedział kiedyś Churchill. Dzisiaj powiedziałby to o nas wszystkich. Znikają miejsca pracy, narastają globalne sprzeczności, przyszłość zamienia się w „burzową przełęcz” i nie mamy pojęcia, co będzie jutro, nie wiemy jak wychowywać i edukować dzieci, aby ich świat był lepszy.
Obraz naszego życia zmienia się na naszych oczach, zabierając to do czego jesteśmy przyzwyczajeni, niszcząc utkane przez nas iluzje. Stoimy i czekamy, aż wszystko zostanie odbudowane, odrodzone, powróci do normy. Faktycznie wszyscy jesteśmy zdezorientowani i zastopowani w martwym punkcie, dlatego że boimy się nowego i nie możemy pozbyć się starych obaw.
„Oby była taka możliwość, by zebrać całą ludzkość w jedną całość, abym mógł objąć wszystkich”. (Kabalista Abraham Kuk)
Kiedy nadchodzi fazowe przejście z nieuniknionymi wstrząsami, jedynym lekarstwem jest współczucie i miłość. Każdy chce wewnętrznie objąć drugiego i w ten sposób przekazuje otoczeniu nie niepokój, ale niezachwianą pewność, oddanie, gotowość podstawienia ramienia. Tylko tak uzdrowimy się i przejdziemy na nowy etap, pełni siły i nadziei. Tylko w taki sposób zaczniemy rozumieć ogólny system i swoją w nim rolę.
W rzeczywistości oznacza to grę typu „podaj dalej”, która uczy nas, jak podtrzymywać integralną równowagę. Z jednej strony trzymamy się od siebie na odległość, aby nie dzielić się wszelkiego rodzaju wirusami, negatywem jaki narusza wspólność, a z drugiej strony zbliżamy się w sposób, który pozwala nam wzmocnić więź i przekazywać sobie wzajemnie pozytyw. Jest to „społecznie zorientowana kwarantanna”, dzięki której każdy staje się kanałem zaufania i dlatego sam odczuwa je przez innych.
Jesteśmy blisko tego. O wiele bliżej, niż się nam wydaje. Jesteśmy już nastrojeni na właściwą falę, ale jeszcze nie zaczęliśmy na niej nadawać, nie zrozumieliśmy jeszcze, że jest to nasza fala, nasza odpowiedzialność, nasze powołanie i nasza dobra przyszłość. Co skłoni nas do wypełnienia tej ciszy?