Opublikowano dnia 4 maja 2020
Nie, nie wrócimy do normalnego życia. W najlepszym przypadku go zaczniemy.
Za wcześnie świętować zwycięstwo. Wirus nie ustąpił. Spiesząc się, by wydostać się z uwięzienia, ryzykujemy wpadnięcie w pułapkę. Przecież ten kryzys ma cel, epidemia uderza w nas nie tak po prostu — ona ukierunkowuje ludzkość. A próba przebicia się z powrotem, wbrew tendencji rozwoju, będzie nas drogo kosztować. Znacznie drożej niż samoizolacja.
Przede wszystkim wcale nie osiągnęliśmy zwycięstwa nad chorobą. Nawet nie zbadaliśmy jej jak należy i ona zadziwia nas wciąż każdego dnia. Można tylko zgadywać, jak wirus będzie dalej się zachowywał. W tych warunkach powrót do naprawdę niezbędnych obszarów działalności jest częściowo uzasadniony. Jednak domowe odseparowanie od siebie jest wciąż najbezpieczniejszą strategią. Tak przynajmniej ograniczamy swoją naturę, swój niewyczerpany pociąg do zepsucia wszystkiego, co napotykamy.
Rozumiem rządy, które wprowadzają złagodzenia, aby ratować gospodarkę przed gwałtownym spadkiem, biznes przed bankructwem, obywateli przed bezrobociem, plony przed rozkładem. Ale w rzeczywistości nie jesteśmy na to gotowi, i jak sądzę w nadchodzących tygodniach zobaczymy negatywne rezultaty naszego pośpiechu.
Koronawirus odejdzie dopiero wtedy, gdy nauczymy się jego społecznych lekcji.
Nie wiem, czy powiedzą nam o wszystkich komplikacjach i czy zwykli ludzie będą mogli spojrzeć na ogólny obraz, bez retuszu ze strony cenzury i politycznego ogłupiania. Oczywiście wszędzie będzie inaczej. Ale tak czy inaczej, sytuacja naciska na nas z obu stron: nie możemy dalej siedzieć w domu i nie możemy powrócić do lekkomyślności z poprzedniego życia. Tak, jakbyśmy byli wyciskani i przepychani przez wąską stresową gardziel do czegoś nieznanego.
A nam wydaje się to, jak wybór najmniejszego zła.
Mogło być inaczej. W ideale powszechną izolację najlepiej byłoby kontynuować do tej pory, dopóki nie znajdziemy medycznego i społecznego rozwiązania problemu. I jeśli pierwsze rozwiązanie dotyczy systemu opieki zdrowotnej ze wszystkimi jego partnerami, to drugie odnosi się przede wszystkim do nauki Kabały. Właśnie ona daje jasną odpowiedź na głębsze i obszerne kwestie związane z epidemią. Wszystkie inne nauki badają naturę z ludzkiego punktu widzenia. Kabała studiuje Naturę w oderwaniu od naszych egoistycznych pojęć.
„Moje myśli nie są waszymi myślami”
Natura wszelkimi środkami kieruje nas do integracji, do jedności, do wspólnego systemu, w którym nie ma ani liderów, ani niedouczonych. Powoli zaczynamy to rozumieć, ale nadal nie bierzemy pod uwagę intencji Natury, próbując przezwyciężyć te wyzwania, które ona stawia przed nami. Właśnie dlatego koronawirus nie odejdzie tak łatwo. Szkoda, że bezczynności podczas przymusowej kwarantanny nie używamy z korzyścią – na zapoznanie się z pomysłami i planami Natury. Dany nam przez nią czas mógłby stać się najowocniejszym okresem… Ale kurczowy pęd z powrotem w przeszłość przesłania nam oczy. I dlatego nie będę zaskoczony, jeśli po pewnym czasie ponownie będziemy musieli rozejść się po domach.
Koronawirus w rzeczywistości wskazuje nam nasze miejsce: oddziela od siebie i jednocześnie łączy wspólnym nieszczęściem. Oddzieleni teraz „próżniowymi powłokami”, moglibyśmy pomyśleć o tym, czym wypełnić tę próżnię, aby się połączyć, nie zarażając innych. Więc zagłębmy się trochę mocniej w kwasy nukleinowe i powłoki białkowe. Prawdziwym uzdrowieniem z nieszczęść ludzkości będzie naprawa naszych stosunków. I w tym celu właśnie stworzono wszystkie warunki: między nami zostały zerwane wypaczone więzi konsumpcyjnego społeczeństwa i pozostało nam „tylko“ zastąpić je ciepłem naszych serc. Może nie od razu, ale przynajmniej poruszyć się w tym kierunku.
Jednak my jak zwykle nie doceniamy darów Natury i przeceniamy jej cierpliwość…
A ona już więcej nie czeka, ona żąda. I z czasem oczyści wszystko – wszystkie sfery ludzkiej działalności, które nie są niezbędne życiowo. Koronawirus, jak i kolejne globalne wyzwania, to dźwignie do odwrócenia ludzkości z głowy na nogi. Wszystkie one torują drogę do globalnej ludzkiej wspólnoty. Nieprawidłowe relacje między nami tylko zaostrzają nacisk Natury, nasilają chorobę, a prawidłowe relacje wręcz przeciwnie – neutralizują ją. W rezultacie możemy zbliżyć się tylko w tym, co nie szkodzi integralności. Reszta terytorium zamieni się w „pole minowe”.
Co straciliśmy, i co znaleźliśmy
Nadszedł czas na przemyślenie. Wszystkie obietnice i zachęty minionej epoki, wszystkie jej „cudowne” możliwości ukazują się dzisiaj, jako oszukańczy zestaw szablonów i kłamstw. Ona wywyższała marginalne i uniżała wielkie, uczyniła nasze życie bezsensownym i zamieniała je w kołowrotek dla gryzoni.
Dość! Wyrośliśmy z tego karcianego królestwa. Żegnaj, „iluzoryczny” świecie. Wszystkie twoje „cuda” były fałszem, samooszukiwaniem, talią oznaczonych kart.
Wciąż jesteśmy wzywani z powrotem, nadal zapraszani do cofnięcia się do dzieciństwa: „Dołóżmy starań, aby powrócić do Krainy Iluzji…” Nie wrócimy. Nie możemy ponownie wcisnąć się, wpasować w tę iluzję. Ona i tak pęknie w szwach. I niech tak będzie. Nie warto jej opłakiwać. Mamy zupełnie inną przyszłość – z ogromnymi horyzontami możliwości, z nierozerwalnym połączeniem serc, z nieskończonym potencjałem ludzkiego rozwoju. Za czterema ścianami, w których spędziliśmy kilka tygodni, pluska ocean, czekający na odkrycia i przełomy. Wspólne odkrycia. Wspólne przełomy.
Trzeba tylko nauczyć się żyć w równowadze między nami i Naturą. A ta lekcja już się rozpoczęła. Zmieniamy się sami o tym nie wiedząc. Koronawirus, podobnie jak program aktualizacji, pobrał się na wspólny komputer, w ludzkość i zaczął już w nim pracować. Dlatego, skoro już wracamy w świat poza oknem musimy to robić z myślą o przyszłości, a nie przeszłości. Do permanentnego kryzysu ciągnie nas chory egoizm, a nie zdrowy rozsądek. Mamy za sobą ślepy zaułek. A przed nami przemiana: odtąd ważne jest, aby człowiek nie tylko sam się nie zaraził, ale także nie zarażał innych. Zarażał nie po prostu wirusem – ale pogonią za przeszłością. To właśnie taka wzajemna troska uchroni nas przed chorobą. Właśnie w ten sposób rozwija się wspólna odporność.
Alternatywa jest przerażająca. Zwykła konkurencja ludzi, firm, krajów ciągnie nas na dno, w tych konfliktach nie będzie zwycięzców. Wplątując się w gospodarcze i ideologiczne konflikty, ludzkość stacza się w dół, jak kłębek nierozwiązywalnych globalnych sprzeczności – poprzez wstrząsy prosto do wojny światowej. Albo dorośnie. Przecież iluzoryczne królestwo i tak się rozpadnie. Na oczach traci siłę, spryt, wpływy. W rezultacie pozostanie z niego jedynie szkielet pilnych potrzeb, na którym będziemy musieli stworzyć nowy system społeczny – równoprawny, opiekuńczy, sprawiedliwy, zrównoważony. Jak? Właśnie już teraz musimy o tym myśleć.
Nasza dobra przyszłość polega na wspólnej trosce o siebie nawzajem, na odpowiedzialności społecznej, na wspólnocie interesów. Społeczeństwo powinno stać się silną rodziną, w której każdy jest cenny, kochany, szczęśliwy. Nie, nie tak jak u Orwella – ale naprawdę. Natura nieuchronnie prowadzi nas do tego. „Musimy się uczyć” – ona mówi – musimy zbliżać się, dogadywać, wznosić ponad siebie do jedności. Pomagać sobie nawzajem. Współczuć. Kochać”. Nie traktujcie tego, jak moralizowania. Ja nie ubóstwiam Natury, po prostu ona jest czymś więcej niż myśleliśmy do tej pory. I dzisiaj celowo nałożyła na człowieka „koronę”, aby zademonstrować, jak bardzo on nie odpowiada roli jej „korony”. Bez żadnych rewolucji, bez Lenina na samochodzie pancernym obaliła „niewzruszone” fundamenty i otworzyła nam oczy: wszelkie zaburzenia równowagi są zakorzenione w naszych zepsutych stosunkach, wszystkie nieszczęścia wynikają z nieprawidłowych wzajemnych relacji między nami, wszystkie nasze sztuczne systemy kontroli i równowagi przestają funkcjonować.
Co więc dalej? Dzisiaj potrzebujemy ponownego uruchomienia całej platformy społecznościowej, aby dostosować ją do Natury. Przecież w rzeczywistości ekologia społeczeństwa i ekologia środowiska to dwie strony tego samego medalu, jednego „systemu operacyjnego”, integralnego i wszechobejmującego. Wierzę, że w najbliższej przyszłości zaczniemy „przetrawiać” te przesłania, godzić się z nimi i je akeptować. Nasz pociąg przechodzi na inne tory, nasz światopogląd zmienia perspektywę, nasz wzrok zmienia ustawienie ostrości. Nie tymczasowo – ale na zawsze. I im szybciej uświadomimy sobie, zrozumiemy te zmiany, tym łatwiej będzie nam budować nowe relacje społeczne i pracownicze, nową gospodarkę, nowe podejście do edukacji, nowe życie.
Najważniejsze jest, aby iść w zgodzie z Naturą, nie ślepo podporządkować się jej, ale świadomie, celowo badając jej prawa. To już jest stopień Człowieka, a nie konsumenta, który filozofuje w wolnym czasie. Człowieka, a nie dogmatyka, dla którego wszystko jest jasne raz i na zawsze. Człowieka, a nie tej ubogiej, ograniczonej istoty, w którą wielu zmieniał poprzedni obraz życia. Jeśli sami nie zgodzimy się wrócić do przeszłości, Natura z radością otworzy nam drzwi do przyszłości.