Współczesna gospodarka narodziła się około trzysta, czterysta lat temu w okresie renesansu. Wtedy pojawiły się zalążki nowoczesnych technologii oraz wartość dodana, którą wyższe sfery społeczeństwa mogły otrzymywać w postaci nadwyżki.
Zaczęły one wówczas organizować nowy model ludzkości. Podejście było proste: „Musimy w taki sposób zbudować społeczeństwo, abyśmy mogli nim zarządzać dla własnego zysku”. Rozwój naukowo-techniczny przynosił coraz to nowe odkrycia: maszynę parową, elektryczność, radio itp. Góra stanęła przed zadaniem utrzymywania kontroli nad ludźmi poprzez te wynalazki, tak aby byli oni jej posłuszni, tak jak w epoce niewolnictwa i średniowiecznego feudalizmu – nie przez siłę, lecz przez moc pieniędzy.
Z jednej strony konieczne było, aby podnosić świadomość ludzi, zapewnić im dostęp do kultury i edukacji, przekształcać ich w nowoczesnych, częściowo wykształconych niewolników. Z drugiej zaś strony, trzeba było utrzymywać ich w sieci, w której każdy by znał swoje miejsce. Na tym polega istota "wyższej gospodarki", czyli gospodarczej ideologii wyższej sfery, a nie ekonomistów, którzy kierują samą siecią składającą się z banków oraz innych instytucji finansowych.
Tak więc strategia jest jasna. Edukacja powinna być na takim poziomie, żeby ludzie nie wiedzieli zbyt dużo. Kultura powinna być taka, żeby nie poszli oni za daleko. Elita faktycznie potrzebuje pop-kultury z umiarkowaną edukacją i żeby media stawiały przed ludnością proste, życiowe cele charakterystyczne dla społeczeństwa konsumpcyjnego: dom, samochód, ogródek itp. Najważniejsze, żeby każdy znajdował się na swoim miejscu i robił to, co potrzebuje góra.
Stąd wynikają zasady budowy nowego porządku, w którym oprócz mediów określających ramy życiowe dla mas, styl ich życia i cele, równie ważną rolę odgrywają stosunki międzynarodowe, wojsko, policja itp. Człowiek siedzący na samym szczycie władzy buduje odpowiedni dla siebie świat: korporacje międzynarodowe, kraje, narody – tak, aby panować nad nimi, wydobywając maksymalny zysk w postaci pieniędzy i władzy, zarówno teraz, jak i na przyszłość.
Niewiele jest takich ludzi na świecie, ale oni trzymają stery władzy. Poniżej nich funkcjonują władcy w skali lokalnej, którzy kontynuują tą samą linię. Jeszcze niżej znajdują się ekonomiści i inni specjaliści, którzy zapewniają realizację globalnych planów. Ale oni nie widzą ogólnego obrazu, z resztą sami znajdują się pod wpływem systemu ze wszystkimi jego elementami: TV, internet, media, średnia i wyższa edukacja. Wszystkie te elementy są dobrze przemyślane i prowadzą wykonawców w potrzebnym dla elity kierunku, pozwalając im trochę zarobić i orientować się w przeznaczonej dla nich niszy.
Taka jest istota funkcjonowania tej sieci i do ostatniego czasu działała ona dość sprawnie. Lecz nagle wybuchł kryzys i cały zgromadzony przez elity potencjał – siła pieniądza, moc militarna, mediów – zaczyna „przeciekać przez palce". Góra próbuje zatrzymać ten proces, ujarzmić go, ale coś się zmieniło nieuchwytnie w naszych czasach. Sieć gospodarcza zarzucona z góry na świat przez jego niewidzialnych władców przestaje przynosić efekty.
Wcześniej królowie dzielili władzę między sobą drogą wojen i traktatów. To były czasy prostej siły, która rozdrabniała świat na królestwa i imperia. Następnie nadszedł czas gospodarki, którą elity wzięły sobie na służbę. Dziś nie działa ani jedno, ani drugie. Nie jest to kryzys czasów Wielkiego Kryzysu, ani też kryzys, który przeżyła Rosja w minionym stuleciu. Jest to kryzys minionego paradygmatu, zgodnie z którym można było kierować ludźmi za pomocą siły – siły „pięści" lub „kieszeni".
Obecnie funkcjonowanie systemu zatrzymuje się. Tylko jak wytłumaczyć to współczesnym ekonomistom? Jeszcze wczoraj byli oni „żołnierzami" w służbie u „wielkich", którzy patrzą na świat jak na własną ojcowiznę. Jednak w naszych czasach nawet elity tracą mocne stery zarządzania – tym bardziej traci je „średnie dowództwo”. Nie da się już żyć po staremu.
Taka jest właśnie obecna tendencja, jednak system funkcjonuje jeszcze „siłą bezwładności”, ponadto prawda nie przejawiła się jeszcze w takim stopniu, żeby góra zrozumiała, co się dzieje, dlatego też w dalszym ciągu stara się ogłupiać ludzi za pośrednictwem mediów. Zamiast podnosić kulturę, wznosić człowieka i kierować go ku czemuś bardziej ważnemu, wzniosłemu –celowo obniża się poziom z roku na rok, lecz bezskutecznie. Co prawda, ludzie pogrążają się w apatii i obojętności, ale też jednocześnie coraz gorzej poddają się kontroli.
Z drugiej strony, im więcej towarów i usług próbuje się im sprzedać, wręcz wepchnąć, tym bardziej one tanieją. Im częściej trzeba je zmieniać, tym mniej z tego pożytku.
Istotą człowieka jest pragnienie przyjemności i poszukiwanie szczęścia, chce czuć się napełniony. Jednak dzisiaj, mimo ciągle zmieniających się pragnień, nie odczuwamy więcej przyjemności z tego, co zdobywamy. Widocznie jakiś nowy rodzaj napełnienia powinien się przejawić.
Tymczasem nic nam nie pomaga. Rozwinęliśmy przemysł turystyczny i rozrywkowy, stworzyliśmy setki kanałów telewizyjnych, wypróbowaliśmy wszystkiego, jednak mimo rozszerzającego się spektrum możliwości, dorośli i dzieci czują się coraz bardziej nieszczęśliwi.
Odczuwamy już potrzebę innego pojmowania szczęścia, bo naprawdę nie zależy ono od pieniędzy. Świadczy o tym na przykład statystyka wystąpienia depresji i samobójstw w skandynawskich krajach względnego dobrobytu, a także wywiady z ludźmi z całego świata oraz liczne badania psychologów. Człowiek wymaga dziś jakościowo nowych przyjemności, których nikt nie jest w stanie mu dać. Poprzednie zachęty na niego nie działają: nie chce już tak jak wcześniej harować więcej, aby zarobić więcej.
Mało tego, nowoczesny przemysł zainteresowany jest w automatyzacji produkcji. Maszyny i roboty mogą zastąpić człowieka niemal we wszystkich dziedzinach do tego stopnia, że kilka milionów pracowników będzie w stanie pokryć wszystkie potrzeby świata. Co będą robić pozostali? Czy mają siedzieć w domu? A może elita uruchomi jakiś proces ograniczenia liczby ludzi na naszej planecie? Przecież obrachunek jest tu prosty: „Jeśli nie mogę wyciągać zysków od ludzi, to nie jestem zainteresowany w ich istnieniu”.
Posiadacze władzy zawsze patrzyli na człowieka jak na narzędzie zysku, jednak przestaje on obecnie odgrywać tę rolę w ich oczach. Przecież należy jeszcze troszczyć się o niego: karmić, poić, uczyć, leczyć, płacić emeryturę i rentę, wymyślać dla niego zajęcia, aby wypełnić jego wolny czas. Po utracie pracy on nie wie, gdzie się podziać, i zaczyna szaleć, dodając jeszcze więcej zmartwień dla góry. Z pewnością rozważa ona możliwość rozpoczęcia „dobrze sterowanej” wojny na dużą skalę, która pozwoliłaby im nieco „uprzątnąć terytorium” i rozwiązać przynajmniej niektóre z problemów.
Ponadto elita potrzebuje, aby coraz więcej ogłupiać masy, pogrążać ich w drobne, codzienne troski, załadować ich życie niekończącym się nonsensem.
Problem jest tu inny: niemożliwe już jest zapewnienie ludziom przyjemności, poczucia szczęścia lub przynajmniej normalnego życia, ponieważ pragnienia ciągle zmieniają się i rosną, przy czym rosną jakościowo. Człowiek potrzebuje napełnienia innego rodzaju i nic nie można na to poradzić.
Oto co grozi elitom i wzbudza w nich duży niepokój. Ich własna strategia wraca na górę bumerangiem, podważając możliwość zarządzania ludźmi.
A poza tym sama góra utraciła źródło przyjemności – bogactwo przestało dawać im radość. Miliardy zgromadzone w bankach nie mogą już zaspokoić ich potrzeb. Człowiek pozostaje niezaspokojony, nawet jeśli uzyskuje władzę nad całym światem. Wewnątrz niego zrodziło się pragnienie nowego rodzaju, a ono zieje pustką.
Co gorsza, kapitały pieniężne stają się dzisiaj fikcją i pozostaje tylko złoto, które wciąż ma realną wartość. Chcąc nie chcąc, musimy wrócić do standardu złota, bo wszystko inne jest wielką bańką wydmuchaną przez ostatnie powiedzmy pięćdziesiąt lat i teraz ona pękła. Faktycznie wychodzi na to, że wysiłki elit były daremne.
Problemów w naszych czasach jest oczywiście znacznie więcej i obejmują one cały świat: wszystkie warstwy społeczne, górę i dół, panów i niewolników.
Jeżeli jednak spojrzeć głębiej, to widzimy, że chodzi o program stworzenia. Sama natura rozwija nas drogą ewolucji i prowadzi do pewnego celu. I choć jeszcze nie rozpoznajemy go, jednak już rozumiemy, że zetknęliśmy się z czymś niebywałym, nowym rodzajem pragnienia. Dawniej kierowano nami siłą „pieści”, później siłą gospodarki, pieniędzy, informacji, wiedzy, a dziś najwyższą siłą w społeczeństwie stała się siła uświadomienia sobie istoty życia. Natura konsekwentnie rozwija w każdym z nas to pragnienie i nie są w stanie tu pomóc osobiści psychoanalitycy, środki uspokajające, ani narkotyki. Pozostajemy bezradni wobec nowego pragnienia, bo dopóki nie będziemy w stanie go napełnić, nie poczujemy się szczęśliwi. Tymczasem właśnie to dążenie pozostaje obecnie dominującym w ludzkości i w każdym człowieku: „Chcę być szczęśliwy".
Nie działa już ogłupianie społeczeństwa serialami, modnymi urządzeniami i innymi rzeczami. Wydawałoby się – bierzcie, bawcie się! Ale nie – to wszystko nie pozwala już górze rządzić jak dawniej. W konsekwencji wszyscy – z góry do dołu – doświadczają pustki i bezradności. Niebawem ogromne rzesze ludzi pozostaną bez pracy i nawet jeśli elity będą drukować na 3D drukarkach domy i samochody, nie rozwiąże to problemu. Nikt nie wie, jak zapewnić człowiekowi taką przyjemność, żeby mógł poczuć się naprawdę szczęśliwy.
Co góra może począć? Może zrobić z ludzi „zombie”, dodając jakieś nowsze preparaty do produktów spożywczych sprzedawanych w supermarketach? Ale czy warto? Jeśli jest to sprzeczne z programem natury, konsekwencje będą nieprzewidywalne. Jakie więc opcje istnieją dla tych, którzy nadal jeszcze posiadają władzę nad światem za pomocą pieniędzy, wojska, rządów itd.? Co mogą oni wymyślić poza scenariuszem wojennym, który w ich oczach jest jednym z rozwiązań? W końcu chirurg otwiera ropień, aby zapobiec zaostrzeniu – więc dlaczego nie rozpalać tu i tam konfliktów, które „wypuszczą parę”?
W żadnym z wcześniejszych kierunków nie widzę najmniejszych szans na rozwiązanie tej sytuacji. Po raz pierwszy w historii powstały warunki, które zmuszają nas do rezygnacji z własnych „inicjatyw” i do uczenia się od natury. Musimy zrozumieć, jaką ma ona tendencję i w jaki sposób musimy kontynuować drogę, uwzględniając prawa ewolucji. Wewnętrzne impulsy popychały nas w przeciągu historii do władzy, do stosowania siły, do rozwoju gospodarki, do wzbogacania się, do wiedzy naukowej, do technologii informatycznych – ale teraz doszliśmy do punktu, kiedy musimy zrozumieć, jaki powinien być nasz kolejny krok, ponieważ jeśli będziemy sprzeciwiać się naturze, to nie będziemy w stanie przetrwać.
Chorobą naszych czasów jest bezsilność, brak radości i szczęścia. A przecież w tym jest istota człowieka, jest to wszystko, co potrzebuje w swoim życiu – radości i szczęścia. Jego pragnienia rosną ilościowo i jakościowo, a dziś wysuwa się na pierwszy plan pragnienie nowej jakości, na które nie znajdujemy odpowiedzi, adekwatnego napełnienia. Rzecz w tym, że na obecnym etapie rozwoju tym napełnieniem powinno być odczucie istoty, sensu życia. Po raz pierwszy stanęliśmy przed nowym paradygmatem, który zmienia wszystkie zasady gry. Bez względu na to, jak bardzo będzie się zmieniał świat zewnętrzny, nie będzie on już sprawiał człowiekowi przyjemność. Nie kuszą go żadne projekty, nawet najbardziej ambitne, nie interesują żadne możliwości w płaszczyźnie pięciu zmysłów. Nie potrzebuje rodziny, nie chce dzieci, nic mu się nie chce.
Tendencja ta rozprzestrzenia się dzisiaj w naturalny sposób na wszystkie strony. Nawet kraje Trzeciego Świata zbliżają się w szybkim tempie do ślepej uliczki, przenikając tym samym duchem i tym samym nastawieniem do życia. Oznacza to, że pozostaje nam tylko jedno – znaleźć odpowiedź na jakościowo nowe pragnienie człowieka, na jego niewypowiedziane pytanie: „Po co żyję?"
Niewątpliwie władze zastanawiają się nad stłumieniem tego pytania w sposób genetyczny, nie wspominając o programach telewizyjnych, operach mydlanych i konwencjonalnej zawartości mediów masowych. Jednak jestem pewien, że nawet oddziaływanie na poziomie genetycznym lub hormonalnym nie da oczekiwanych rezultatów, ponieważ nasze jestestwo leży głębiej. Możemy tylko przedłużyć jeszcze na jakiś czas życie umierającego pacjenta – ale nie więcej niż o kilka lat.
Ostatecznie natura wymaga od człowieka wewnętrznych zmian. Dosyć zaangażowania się w zewnętrzne sprawy, nie mamy nic więcej do zrobienia, nie mamy czego szukać w tym świecie materialnym. Co można byłoby tu jeszcze wymyślić? Czym się napełnić? I dlatego pozostaje tylko dać człowiekowi odpowiedź wewnętrzną.
I tu chciałbym zadać pytanie władcom tego świata: czy oni to rozumieją? Czy są w stanie zrozumieć? Czy mogą spojrzeć po nowemu na świat, na ludzkość i pokierować ją na wspaniałą ścieżkę rozwoju wewnętrznego? Przecież w istocie pozostawi to ich przy władzy nad ludźmi, zapewni spokój, pozwoli nadal być „rodzicami” dla miliardów „dzieci”.
Jak teraz wytłumaczyć elicie to nowe podejście do życia i do ludzi? W tym jest problem. Przede wszystkim musi ona zrozumieć, że wszystko zależy od edukacji, że należy wychowywać ludzi – i na pewno nie za pomocą otępiających serialów. Setki milionów ludzi na przykład mogło by być dzisiaj uwolnionych od niepokoju o swój codzienny chleb, jeśli można byłoby nauczyć ich po prostu trochę więcej troski o siebie nawzajem i nie wyrzucania żywności na śmietnik, nie kupowania za dużo. Nie ma potrzeby zwiększania produkcji żywności, wystarczy tylko małego dodatku w wychowaniu ludzi w kierunku przejścia do umiarkowanego spożycia – a wtedy rozwiążemy problem głodu. Jeszcze jeden dodatek – i wtedy będzie rozwiązany problem wzajemnych relacji. Kolejny dodatek – przyniesiemy ludziom radość i prawdziwe szczęście dzięki dobrym, serdecznym relacjom. Przecież radość, przyjemność wynika ostatecznie z dobrych relacji, ze wspólnego budowania życia.
Jesteśmy jak pojedyncze komórki, które nie mogą połączyć się ze sobą. Jednak jeśli złączyć je w jedną całość, w jeden organizm, w jeden wspólny system, to między nimi wytwarza się prąd życia i zaczynają one rozwijać się i wzajemnie napełniać. Czują wtedy nie siebie w pojedynkę, lecz wspólny przepływ życia. Podobnie jak wzbudzające się ciała, uzyskują one zmysły i rozum, przepełnione są przyjemnościami, które daje im życie. Ale w rozdrobnionym stanie nikt nie ma poczucia prawdziwego życia.
Na przestrzeni naszej historii każda część rozwijała się i osiągnęła poziom gotowości do zjednoczenia. Pozostaje tylko realizacja w praktyce. Wyjaśniając ludziom metodę zjednoczenia, dajemy im możliwość odczuwania życia całego ciała – istnienie na wyższym stopniu.
Na tym właśnie polega istota nowej gospodarki: ma ona opierać się nie na pieniądzach, lecz na jedności między ludźmi, na sensie, celu życia, którego pojmowanie można osiągnąć dzięki tej jedności. I nie jest to mierzone w dolarach, ani w uncjach, lecz w "jednostkach szczęścia”. Musimy realizować to już teraz.
Michael Laitman